3 lutego 2014

Lekomania na miarę XXI wieku

Cześć, dzisiaj o dość poważnym problemie, można by rzec - narodowym. Wystarczy włączyć telewizor - praktycznie na każdej stacji jesteśmy bombardowani mnóstwem reklam dotyczących samych leków. A najgorzej w okresie jesienno-zimowym, bo przecież statystyczny Kowalski na pewno kilka razy będzie zmagał się z przeziębieniem i grypą, więc wtedy środki na wzmocnienie, przeciwgorączkowe, na kaszel, katar są jak najmilej widziane. Poza tym według reklamodawców zmagamy się cały rok z aftami, zapaleniem narządów rodnych, prostatą, problemami z potencją, migrenami, niestrawnością oraz stresem.
Dochodzi też do tego, że zaczynamy wierzyć jakoby przyjęty medykament trafia "od razu w źródło bólu", w ogóle nie zdając sobie sprawy, że po połknięciu rozkłada się w żołądku, a prawie każda droga podania leku powoduje, że szybko zmóc musi się z nim też wątroba. Ta sama, którą atakujemy pijąc alkohol, biorąc narkotyki, czy też spożywając niezdrowe i ciężkostrawne potrawy. No i warto też dodać, że środki przeciwbólowe wcale nie lokalizują bolącej jednostki, tylko oddziałują na nasz układ nerwowy powodując zaburzenia odczuwania bólu przez cały organizm przez określony czas działania leku.

Kolejna kwestia to dostępność leków. Popularne środki możemy kupić nawet w markecie, czy sklepie spożywczym. Domowe apteczki wypełniają się także przy każdej wizycie u gorliwszych lekarzy, którzy u pacjenta o chorych zatokach i stanie podgorączkowym zapisują też leki na kaszel i ból gardła. W efekcie przy niewielkim bólu brzucha, czy głowy od razu sięgamy po np. Apap, bo przecież "wszyscy go biorą" i "na pewno pomoże od razu". A gdy nie pomaga to bierzemy jeszcze jeden...


Podobnie sprawa ma się do antybiotyków. Nie jestem ich przeciwniczką, jeśli wymaga ich sytuacja, ale przy zwyczajnym przeziębieniu ich branie jest dla mnie niepojęte. Mniej ogólnodostępne źródła już nie od dziś spekulują, że dochodzimy do krawędzi, bowiem powstają coraz to silniejsze i bardziej odporne na antybiotyki bakterie. A częste stosowanie ich jeszcze bardziej nas na nie uodparnia w przyszłości.

źródło - wp.pl


Producenci leków atakują nas jeszcze w jeden sposób - do substancji czynnych działających na daną dolegliwość dorzucają jeszcze środek przeciwbólowy. Nie jest to takie złe dopóki nie zmaga nas wtedy jeszcze gorączka, bo zazwyczaj lek przeciwbólowy zwalcza też gorączkę, ale jest w mniejszym stężeniu, więc nie ma pewności, że akurat na potencjalnego Kowalskiego zadziała. A taki Kowalski może nie orientować się o składzie leku, bo wystarczy, że "pani w aptece powiedziała, że jest dobry i pomoże" i dodatkowo zażyje też lek na gorączkę, który wcześniej mu pomagał, co może prowadzić do interakcji między lekami.
Przykład - przeziębienie: temperatura oscylująca w granicach 37-38 st. Celsjusza, katar, ból zatok.
Leki na zatoki:
Nurofen Zatoki - 200 mg ibuprofenu + 30 mg chlorowodorku pseudoefederyny, do 6 tabletek na dzień;
Acatar Zatoki - 200 mg ibuprofenu + 30 mg chlorowodorku pseudoefederyny, do 6 tabletek na dzień;
Cirrus - 5 mg cetyryzyny dichlorowodorku + 120 mg chlorowodorku pseudoefederyny, lek o przedłużonym uwalnianiu do 12 godzin
Leki przeciwgorączkowe:
Apap - 500 mg paracetamolu;
Ibuprom - 200 mg ibuprofenu;
Pyralgina - 500 mg sól sodowa metamizolu.


Nie rozumiem też przyjmowania od razu silnych leków przeciwbólowych na drobne dolegliwośći. Leki zawierające ketoprofen, morfinę, czy kodeinę zazwyczaj podaje się przy poważnych urazach, złamaniach, po operacjach, czy nawet w bólach w ostatnich stadiach chorób nowotworowych. Czy ci, którzy po nie sięgają przy lekkich stłuczeniach, czy chociażby bólu brzucha nie wiedzą jak bardzo sobie szkodzą?  Uzależniając się teraz od takich mocnych leków bardzo ograniczamy możliwości lekarzy, gdy będziemy potrzebować ich ingerencji w przyszłości. Nie wspominając już o uzależniających właściwościach morfiny i kodeiny - jej pochodnej.

 
A jak to wygląda u Was? Jakie jest Wasze zdanie?

12 komentarzy:

  1. Ja się staram wgl nie brać leków. Jak już mnie mocno coś boli to Apap - ten zwykły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też staram się nie brać żadnych leków chyba, że mnie coś na prawdę boli.

      Usuń
    2. I to jest dobre podejście do sprawy. Nie ma w tym przesady, głupoty, a i życia z naprawdę dokuczliwym bólem w imię męczeństwa i z obawy do jakichkolwiek leków.

      Usuń
  2. Ja żadko biore jakie kolwiek tabletki:)
    Fajny pomysł na post ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Ja też staram się ograniczać je do minimum, ale gdy np. mam już te 37 stopni to sięgam po lek, bo koncentracji już coraz mniej, a i mam świadomość, że za dzień/dwa jak nie zareaguję doprowadzę do podwyższenia i wtedy cały tydzień leżenia... Ale odporność moja nie jest taka kiepska, żeby zdarzało się to często ;)

      Usuń
  3. Antybiotyk zabija bakterie, a nie wirusy. Natomiast niepoważni lekarza przepisują (nawet dzieciom) antybiotyki na np.wirusowe zapalenie gardła. Kilka razy już pokłóciłam się o to z moją dr, ponieważ za każdym razem, kiedy moja córka miała zaczerwienione gardło i gorączkę, przepisywała jej antybiotyk. Oczywiście nigdy go nie wykupiłam, a dziecko wyleczyłam zwykłymi środkami, znanymi od lat. Pomogło. Kolejna sprawa to zbijanie nawet lekkiej gorączki środkami przeciwgorączkowymi. Przecież wtedy organizm walczy z wirusem! Trzeba mu pozwolić na tą walkę! A nie sięgać od razu po leki. Każdy lek niszczy błonę śluzową żołądka. Jak tak dalej pójdzie, za niedługo wszyscy będą leczyć się na wrzody....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale producenci leków już zacierają ręce i leki na wrzody staną się tak popularne jak te na grypę i przeziębienie aktualnie. Czysty marketing, zero dobrej woli.

      Usuń
  4. JA również przyjmuję tabletki jedynie w skrajnych wypadkach :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nigdy nie biorę leków bez powodu. Ale niestety sporo osób łyka nie tylko przeciwbólowe leki, ale mnóstwo witamin, zamiast zmienić dietę. Odżywiają się nie zdrowo, a potem, by uzupełnić niedobory w organizmie biorą wszelakie witaminy. Nie jestem im przeciwna, można brać, ale lepiej zjeść więcej np. warzyw i owoców niż bazować na tabletkach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z Tobą. Nie omówiłam tu kwestii witamin i suplementów, bo jest tego tyle, że nadaje się na osobny post. Fakt faktem mało kto robi sobie odpowiednie badania na zawartość poszczególnych witamin w organizmie, ale wszyscy chętnie po nie sięgają, a nawet biorą z nawiązką w tym "szczególnym" okresie jakim jest zima.

      Usuń
  6. Taa mnie też denerwują te reklamy o tabletkach, teraz mamy już lek na wszystko :/
    A tak swoją drogą, niestety jestem zmuszona brać tabletkę i inhalacje do końca życia, bo wykryto u mnie astmę. Biorę je ok. 2 lat i już mnie to wkurza, bo widzę, że organizm przyzwyczaił się do inhalacji i nie działa już tak dobrze :/
    A co do reszty leków, stosuję IBUM jak już nie potrafię wytrzymać z bólu ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Farmaceutyczne lobby ma jedno hasło przewodnie - człowiek zdrowy - klient stracony. te wszystkie reklamy to pic na wodę

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz.
Na pytania odpowiadam pod postami.