2 lutego 2014

Co czytać po Greyu? cz.2

Witam Was w to senne, poimprezowe południe. Okolica dziwnie ucichła, zresztą domownicy podobnie nie wykazują chęci do czegokolwiek jeszcze poza bierną egzystencją:P

Dziś wrócę znów do tematu, co czytać po trylogii E. L. James. Kilka miesięcy temu, gdy sama szukałam odpowiedzi na to pytanie kilka razy padł tytuł "80 Dni..." duetu Vina Jacson. Teraz mogę rzecz, że dzięki Weronice (bo to za jej życzliwością pierwsze 3 tomy wpadły w moje ręce) znów wracam do tematy BDSM.



Te trzy pierwsze tomy opowiadają o losach skrzypaczki Summer i wykładowcy Dominika. Ich losy przeplatają nam kolejni bohaterowie, którzy to pojawiają się w ich życiu. Poznajemy ich upodobania, aktualne nastroje, postrzeganie otaczającego świata. Oczywiście fabuła skrzętnie przeplatana jest różnymi wątkami erotycznymi w mniejszym, bądź większym stopniu bazując na BDSM. Z tą różnicą, że to właśnie Grey wydaje się przy tej serii nieco pruderyjny, gdyż w Osiemdziesięciu Dniach... sceny te nie ograniczają się do relacji intymnych między dwoma osobami (kobietą i mężczyzną). Można przeczytać o relacjach homoseksualistów, znaleźć opisy różnych trójkątów, a nawet orgii. Przeczytamy tam też o swingersach i klubach dla entuzjastów masochizmu. W tej książce nie ma żadnych barier. Nie mniej jednak pokazuje historię miłosną wręcz jeszcze bardziej przejmującą niż u E. L. James.

Jeśli trylogia o Greyu nie zawstydziła Was zbyt mocno i macie ochotę na więcej podobnej tematyki to seria "80 Dni" jest jak najbardziej dla Was.

10 komentarzy:

  1. Dziękuję za podpowiedź - uwielbiam książki erotyczne i na pewno sięgnę po te przez Ciebie polecane :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mnie zastanawia, czy fana tego gatunku może jeszcze coś zdziwić w kolejnych książkach? ;)

      Usuń
  2. ja teraz czytam "Specjalistkę" o podobnej tematyce do Greya. zapowiada się ciekawie:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam wrażenie, że po Grey'u nie można już znaleźć nic gorszego w podobnym, quasi-erotycznym tonie. Mój pogląd pewnie nie spotka się z aprobatą, ale na tytułowe pytanie odpowiedziałabym - lepiej nie czytać nic niż czytać coś tak grafomańskiego i niestrawnego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc, patrząc z Twojej perspektywy, to powiedziałabym, że można znaleźć i dałabym właśnie ów serię książek za przykład. Niektórzy się lubują w tego typu literaturze (może szukają czegoś, czego im brakuje w życiu?), ja osobiście wychodzę z ram zwolenników ów gatunku - wolę coś ambitniejszego. Choć nie wykluczam, że i przy takiej literaturze można znaleźć jakieś dobre refleksje.

      Usuń
    2. Niewykluczone. Moje odczucie jest takie, że książki pokroju Greya psują gust jak mało które - stąd moja konkluzja, że lepiej nie czytać wcale niż sięgać po pięćdziesiąt twarzy/kolorów/westchnień/czego tam jeszcze. Miałam w rękach pierwszy tom Greya, z mozołem przebrnęłam przez pierwszą setkę stron, po czym przestałam się zadręczać lekturą. Szkoda papieru, czasu i pieniędzy.

      Usuń
    3. Coś w tym jest, ale za to sprzedają się jak świeże bułeczki. Gdyby nie ten fenomen, mało kto by o nich słyszał, a co dopiero czytał. A wszędzie tylko reklamy ile to egzemplarzy sprzedano, więc nawet poważny człowiek zaczyna zastanawiać się co inni kupujący w nich zobaczyli i sam kupuje by to zrozumieć i tak w kółko, a on sam dołącza do statystyk.

      Usuń
  4. ja aktualnie czytam Kosogłosa : ) podoba mi się twój blog !
    zapraszam na mojego bloga o kosmetykach rebelle8.blogspot.com obserwujemy ? : *

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz.
Na pytania odpowiadam pod postami.