4 marca 2020

PK #12 styczeń-luty 2020

Pogoda za oknem coraz bardziej nastraja nas ku wiośnie. Po szaroburych, mokrych i wietrznych miesiącach chyba każdy z nas kieruje swoje myśli ku przyjemnym, ciepłym dniom. Ja w końcu zebrałam się na napisanie recenzji kosmetyków, których ostatnio używam. Chociaż posty od jakiegoś czasu pojawiają się tu rzadziej niż bym sobie tego życzyła, zapraszam Was na mojego Instagrama - tam staram się na bieżąco dodawać kosmetyczne akcenty. ;)


PK nr 12 prezentuje się dość obszernie i jest zdominowane przez eko kosmetyki. Naturalne kosmetyki zaczęłam intensywniej wdrażać do pielęgnacji już od ponad roku. Refleksjami z ich stosowania dzieliłam się z wami na m.in. na tym blogu i na ten czas stanowią one ok. 80% mojej codziennej rutyny pielęgnacyjnej.


1. Pielęgnujący żel do mycia i oczyszczania twarz, oczy, usta od Miya

Jak na żel do mycia twarzy jest dosyć łagodny. Dobrze oczyszcza twarz z zanieczyszczeń i domywa resztę oleju po dwuetapowym demakijażu. Nie podrażnia i raczej nie zauważyłam, aby ściągał mi skórę po zmyciu. Konsystencja typowo żelowa, średniogęsta, dzięki czemu łatwo aplikuje się go poprzez pompkę (i taka ilość spokojnie starcza do umycia), ale też po nałożeniu czuć go na skórze, co ułatwia jego dokładne spłukanie wodą. Piana, która powstaje po kontakcie żelu z wodą nie jest nachalna. Żel ma też delikatny zapach, który nie drażni. Podoba mi się też w nim to, że nie został zabarwiony.
Zawiera 98,6% składników pochodzenia naturalnego. Pojemność to 140ml, ale jest wydajny w użyciu, chociażby przez fakt, że dozując go pompką, nie wylejemy za dużo na raz. Na pewno w przyszłości jeszcze kupię go ponownie.
Jedyny minus jest taki, że z tego co kojarzę, można go kupić jedynie na stronie marki Miya (chyba że coś się zmieniło w tej kwestii). Za to marka często organizuje akcje rabatowe np. teraz z okazji dnia kobiet wszystkie ich kosmetyki kupicie z rabatem -20% (kod MIYACRAZY20), a co więcej w ich ofercie przybyło ostatnio kilka nowości m.in. tonik z kwasem glikolowym, peeling enzymatyczno-mechaniczny i 3 rodzaje serum do twarzy.

2. Szampon pielęgnujący skórę głowy drzewo herbaciane, Petal Fresh Pure

Miałam wcześniej zachwalany nawilżający szampon z winogronem tej marki, jednakże niezbyt się z nim polubiłam, bo podrażniał mi skórę i wywoływał łupież. Ten kupiłam jakoś przypadkowo, gdy był w promocji i przez problemy z poprzednim podchodziłam do niego z rezerwą, jednak niepotrzebnie.
Kosmetyk zamknięty jest w plastikowej butelce o pojemności 355ml, więc jest go całkiem sporo i tym samym starcza na długo. Ma przyjemnie orzeźwiający zapach i mam wrażenie, że po nałożeniu lekko chłodzi i koi skórę głowy. Przede wszystkim dość solidnie się pieni i dobrze oczyszcza skórę i włosy, ale też nie przesusza ich. Po jego użyciu nie mam problemów z łupieżem. Moja skóra nie jest jakoś specjalnie wymagająca w kwestii kosmetyków, ale bywa, że nie wszystkie szampony toleruje i tu było miłe zaskoczenie.Włosy po umyciu się ładnie odbite od nasady i spokojnie zachowują świeżość przez 2, max 3 dni. Do nabycia w Rossmannie.

3. Peeling solny do ciała Żurawina od Mokosh

Mimo, że balsam z tej serii aż tak nie przypadł mi do gustu (ale o tym w innym wpisie) to peeling oczarował mnie od pierwszego użycia. Jest zamknięty w szklanym, dość dużym słoiku o pojemności 300g. Sam peeling jest wydajny. Ma przyjemną konsystencję miękkiego masełka przez co łatwo i szybko się nabiera. Jak nazwa sugeruje za ścieranie odpowiadają ziarna soli i liofilizowane pestki żurawiny. W składzie znajdziemy też masło shea oraz olej ze słodkich migdałów, żurawiny, arganowy, jojoba oraz ekstrakty roślinne i witaminy.
Pachnie intensywnie żurawiną. Ściera średnio w kierunku mocniejszego efektu, ale nie jest bardzo agresywny, więc dla fanów mega zdzieraków może być za słaby. Akurat na moje potrzeby w tym czasie jest idealny, wygładza skórę, pobudza jej ukrwienie, ale nie drażni zbyt mocno. Pozostawia na skórze olejową warstwę przez co nie trzeba już dodatkowo nawilżać ciała po jego użyciu. Ta warstwa też nie jest jakoś mega tłusta, żeby uprzykrzyła nam użytkowanie peelingu, nie mniej jednak jest wyczuwalna po wytarciu i moim zdaniem jest to ok. Poza tym warto dodać, że dość dobrze się spłukuje, czego nie mogłam powiedzieć np. o peelingu z Hello Body.


4. Serum rozjaśniająco-rozświetlające witamina C, Skin in the city.

To serum trafiło w moje ręce nieco przypadkiem, gdy szukałam czegość do rozjaśnienia przebarwień pozapalnych. Jest zamknięte w plastikowej buteleczce z pipetą, która dodatkowo zabezpieczona jest nakrętką. Pojemność to 25ml. Konsystencja dość lekka, płynna jak emulsja przez co niewiele trzeba by nałożyć je na twarzy, szyję i dekolt, co przekłada się na wydajność. Zapach delikatny. Dedykowane jest do każdego typu cery, można stosować je warstwowo pod krem (ja tak robię), mieszać od razu z kremem lub samodzielnie jako bazę pod makijaż. Jednak jest ono dość lekkie, więc w wersji samodzielnej nie każdy będzie usatysfakcjonowany. Szybko się wchłania i pozostawia na skórze minimalną, nieco lepką warstwę, ale dobrze współgra z nałożonym później kremem. Skład to głównie substancje nawilżające gliceryna i trójglicerydy, potem mamy witaminę C w stabilnej formie i inne składniki nawilżające i konsystencjotwórcze. Nie jest to kosmetyk naturalny, ale też jakoś nie dołuje składem.
Nie zapycha porów, nie zauważyłam, aby jakoś wyraźnie wspomagał stan nawilżenia skóry. Delikatnie rozjaśnia przebarwienia pozapalne. Generalnie jest ok.

5. Serum regenerujące Kurkuma + Chia Botanic Spa Rituals, Bielenda

Kolejne serum, które stosuję zamiennie z powyższym. Mieści się ono w szklanej butelce z pompką. Zapach prawie niewyczuwalny. Jest bezbarwne o konsystencji wodnistej. Potrzeba 2, 3 pompki na twarz, szyję i dekolt, ale wydajność jest dość dobra. To serum również stosuję warstwowo pod krem na noc. Po nałożeniu dość szybko się wchłania pozostawiając lepką warstwę. Skład stanowią sorbitol, gliceryna, pantenol, mleczan sodu, ekstrakty roślinne - z róży, chia, kurkumy, kwas migdałowy, hialuronian sodu, glukonolakton i inne. Głównie powinien nawilżać i tu sprawuje się dość średnio. Po aplikacji solo czuć, że skórze jeszcze czegoś brakuje i jest nieco ściągnięta. Z kremem już radzi sobie nieco lepiej, ale dalej nie jest to efekt wow po nocy. Co do regenracji to też robi to w małym zakresie. Nie zapycha porów, ale też niewiele robi dobrego. Mimo chęci producenta jest ono zwyczajnie średnie i jak już je skończę to nie wrócę do niego.


Na koniec czas na 2 kosmetyki, które znalazłam w Walentynkowym Boxie Kremowym, który można było zamówić na Krem de la krem. Są one w mniejszej pojemności niż standardowa, ale są wydajne. Fajna opcja do przetestowania produktu. Obywie te marki goszczą w mojej pielęgnacji po raz pierwszy.

6. Krem nawilżający Miłość od Jardin

Dedykowany skórze naczynkowej ze względu na bogactwo ziół w składzie: kasztanowiec, krwawnik, arnika, kocanka, wiesiołek, dzika róża, ruszczyk, nawłoć i wąkrota azjatycka. Jak widać jest tego naprawdę sporo. Krem mieści się w szklanym słoiczku, mój ma pojemność 15ml, ale standardowo kupicie go w wersji 30ml. Ma delikatny, nieco ziołowy zapach.
Lekka konsystencja dość szybko się wchłania pozostawiając na skórze mgiełkę ochronną. Nadaje się pod makijaż. Mam cerę mieszaną z nieco wrażliwszymi partiami i ten krem sprawdza się bardzo dobrze na całej skórze, również tam gdzie jest ona nieco bardziej tłusta i z tendencją do powstawania nieprzyjaciół. Nie zapycha porów skóry oraz nie wzmaga przetłuszczania. Nawilża, wygładza i zmiękcza skórę. Łagodzi podrażnienia. Jest bardzo wydajny.
Jestem nim bardzo mile zaskoczona, ponieważ przyczynił się do polepszenia stanu mojej skóry i myślę, że w przyszłości zdecyduję się na pełną wersję.

7. Velvet Skin 2 w 1 maseczka i peeling w jednym, My Magic Essence

Kiedyś mówiło się, że jak coś ma więcej niż jedno zastosowanie to znaczy, że ani w jednym, ani w drugim nie spisze się dość dobrze. Od jakiegoś czasu można zauważyć zwiększoną tendencję producentów do tworzenia zwłaszcza peelingów do twarzy o działaniu mieszanym, głównie jest to połączenie złuszczania enzymatycznego/kwasowego z drobinkami ściernymi przez co mogą być używane do każdego typu cery z tą różnicą, że albo będziemy masować skórę ściernymi drobinami albo nie i w ten sposób potraktujemy taki peeling jak typowo enzymatyczny.

Kosmetyk zamknięty jest w słoiczku z ciemnego szkła, zapewne dlatego, aby nie narażać składników na utlenianie. Zapach ziołowy. Ma konsystencję gęstej, żóltej pasty z wyczuwalnymi drobinkami (zmielone owoce dzikiej róży). Nakłada się nieco ciężej ze względu na gęstość, ale po chwili czuć jak kosnstencja zmienia się pod wpływem ciepła w nieco rzadszą. Czuć też delikatne mrowienie składników złuszczających - enzymy z ananasa i papai. Zawiera karotenoidy, witaminy E, K, A oraz z grupy B, masło shea, olej makadamia, białą glinkę i olejki eteryczne.
Skóra po jego użyciu jest gładka, miękka, nawilżona, może być też lekko zaczerwieniona, ale to mija wkrótce po zmyciu. Stosuję ją tak, że nakładam na całą twarz średnio grubą warstwę, rozmasowuję zwłaszcza mocniej w partiach strefy T, zostawiam na ok. 15 minut, po czym zmywam przy pomocy żelu do mycia Miya, ponieważ zmycie maski samą wodą jest ciężkie i producent sam zaleca użycie w tym celu łagodnego żelu, czy pianki. Tak więc nawet po zmyciu żelem czuć efekty maski, ponieważ ma ona bardzo treściwą, olejową formułę, a zmywamy jedynie nadmiar olejów, glinkę i drobiny. Bardzo fajny kosmetyk już chociażby przez to, że łączy efekty peelingu i maseczki, skóra po jej użyciu jej w lepszym stanie i czuję, że naprawdę wchłania bogactwo receptury.

29 stycznia 2020

Seriale na zimowe wieczory

Zima to czas, kiedy możemy nieco się wyciszyć i poddać odpoczynkowi w domowym zaciszu. Sprzyjają temu zwłaszcza długie noce i krótkie dni, a pogoda za oknem nie zawsze nastraja pozytywnie do wyjścia na zewnątrz. Nie ma już tak wiele atrakcji jak przy pozostałych porach roku, a coś trzeba robić. Jest to idealny czas, aby na spokojnie usiąść sobie z kubkiem gorącej, aromatycznej herbaty i bez wyrzutów zająć się lekturą ciekawej książki lub obejrzeć nowy serial. To drugie na dodatek możemy robić w szerszym towarzystwie. ;)

Seriali jest całe mnóstwo. Mając wykupiony abonament na Netfliksie, Playerze, czy posiadając telewizję satelitarną, łatwo się pogubić. Nie tak łatwo znaleźć dobry serial, który sprosta naszym oczekiwaniom. Czas, który możemy poświęcić na oglądanie przecież ma swoje limity, dlatego chcemy oglądać ciekawe i w jakimś stopniu wartościowe dla nas treści.

Wychodząc naprzeciw oczekiwaniom, chcę pomóc wam, przedstawiając kilka seriali, które się sprawdziły w naszym domu i z niecierpliwością czekamy na ich kolejne sezony.

"OUTLANDER"


Ciężko opisać ten serial zwięźle. Każdy znajdzie w nim coś dla siebie, bo to mieszanka romasu, historii, ukazania obyczajów, kultury, nieco fantastyki, ale jest też wartka akcja, czy nawet dość brutalne sceny.

Zaczyna się od tego, że jest XX wiek, zaraz po zakończeniu II wojny światowej, młode małżeństwo wybiera się w spóźnioną podróż poślubną do Szkocji i tam główna bohaterka znika w tajemniczych okolicznościach. Zdesperowany mąż próbuje ją odnaleźć, ale starania wydają się być bezskuteczne. Okazuje się, że Claire znajduje się w tym samym miejscu, ale 200 lat wcześniej. Tym samym poznajemy realia życia Szkotów w XVIII wieku, których wolność i niezależność coraz bardziej ogranicza panowanie Anglików. Claire musi przystosować się do nowych warunków inaczej grozi jej niebezpieczeństwo.
Fabuła oparta na książkach Diany Gabaldon, o których pisałam TUTAJ.

Jest to wciągający, wielowątkowy serial. Naprawdę dużo się dzieje, przez co trafi w prawie każdy gust. Znajdziemy go na Netfliksie, aktualnie są dostępne 4 sezony, piąty pojawi się w połowie lutego.


"UPADEK KRÓLESTWA"  The Last Kingdom


Kolejny serial, w którym przedstawiciele każdej płci znajdą coś dla siebie. Jest to konkretne kino akcji. Trup ściele się równo, ale jak wiemy nie każde początki powstawania państw były łatwe, zwłaszcza w średniowieczu...


Akcja toczy się w XI wieku w Anglii. Główny bohaterem jest Uthred, który jest synem angielskiego szlachcica i jeszcze jako dziecko zostaje porwany przez Wikingów i traktowany jak syn ich przywódcy. Gdy dorasta i traci przybranego ojca wraz ze swoim przyszywanym rodzeństwem obiecuje go pomścić.
Ziemie angielskie powoli zostają przejmowane przez różne plemiona wikingów, niewiele królestw jest w stanie odeprzeć ataki przybyszów. Do takich należy Wessex pod panowaniem króla Artura, który wciąż walczy o zachowanie niezalezności. Uthred jest bardzo dobrym wojownikiem i jego głowną rozterką jest deklaracja przynależności do któreś ze stron konfliktu, bo w choć czuje się danem i podziela ich zasady, to jednak w głębi odczuwa też nostalgię w stosunku do ziem swego prawdziwego ojca. Ostatecznie jednak staje po stronie króla Artura, ale czy będzie mu wierny?

Fascynująca jest przepaść między głęboko religijnymi Sasami, którzy na każdym kroku doszukują się łaski, bądź niełaski Boga i taki też stosują system moralny, natomiast po drugiej stronie widzimy bezbożnych Danów oddających kult bóstwom i "widzącym", a w walce wręcz barbarzyńskich.


Może się wydawać, że fabuła nieco przypomina serial Wikingowie. Spotkałam się z porównaniem, że o ile Wikingowie to serial mocno przerysowany, bohaterowie w nim aż zachwycają swoimi stylizacjami i w ogóle cały bardziej zachwyca wizualnie, o tyle Upadek Królestwa jest mniej wymuskany, bardziej realistyczny i brutalny, taki surowy. Jednakże są też postacie, które cieszą oko widza - np. większość przedstawicielek płci pięknej, niektórzy wikingowie no i oczywiście główny bohater.

Fabuła oparta na sadze "Wojny Wikingów" Edwarda Cornwella. W Polsce prawo do emisji pierwotnie wykupiło Canal +, ale można go już obejrzeć na Netfliksie. Z lektorem są dostępne 3 sezony, 4. już nakręcony, ale chyba niedostępny jeszcze u nas.


"DARK"






Niemiecki serial fantastycznonaukowy, nie brak w nim napięcia, tajemnic, akcji i mniejszych bądź większych dramatów. Zaczyna się od tego, że w okolicy miasteczka Winden zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Nikt nie wie co może być tego przyczyną, dowiadujemy się jednak, że podobne zjawiska miały miejsce już w przeszłości, ale nie były rozgłaszane i nie było ich zbyt wiele. Pewnego dnia znika dziecko i to angażuje całą społeczność do poszukiwań chłopca. Stopniowo pojawia się coraz więcej pytań bez odpowiedzi i dziwnych zjawisk. W międzyczasie młody Jonas odnajduje mapę z planem podziemnych tuneli ukrytych tuż przy elektrowni atomowej i zaczyna swoje poszukiwania.




Na pewno warto obejrzeć ten serial ze względu na fabułę, bo tak do końca niczego nie możemy być pewni i chociaż stopniowo coraz więcej rzeczy zaczyna układać się w całość to zwykle później znowu tracimy poczucie, że wiemy o co chodzi. Przez zwroty akcji jak i trudne do wyjaśnienia sytuacje mamy się nad czym zastanawiać.
Dark to też mroczny klimat małego miasteczka pełnego tajemnic i dramatów jego bohaterów. Oglądając go nasuwa się na myśl ewidentne porównanie do fatum, od którego nie ma ucieczki jak i wizji końca świata, do czego jednak człowiek nieustannie się przyczynia. Mimo wszystko wciąż trzymamy się nadziei, że główny bohater "naprawi świat" i tego dowiemy się w ostatnim sezonie serialu.
Warto też zwrócić uwagę na bardzo bogatą symbolikę i pełno nawiązań do motywów historycznych, religijnych, naukowych. Mówi się, że pierwszy raz ogląda się Darka dla fabuły, a drugi i kolejny, żeby zwrócić uwagę oraz docenić symbolikę i motywy.

Obecnie na Netfliksie można obejrzeć pierwsze 2 sezony , trzeci zamykający serię jest jeszcze w produkcji.

"CHYŁKA"


Tu mamy rodzimy serial oparty na prozie Remigiusza Mroza. Może nie do końca chronologicznie, bo sezon 1 "Zaginięcie" bazuje na drugim tomie serii, natomiast sezon 2 "Kasacja" to fabuła tomu pierwszego sagi o Chyłce. Jednakże serial sam w sobie jest dość spójny i widz, który nie czytał książek nie powinien czuć tu jakiegoś dyskomfortu.



Główna bohaterka to wzięta i bezkompromisowa adwokat Joanna Chyłka, która dostaje pod swoje skrzydła młodego aplikanta Kordiana Oryńskiego i razem mają za zadanie wybronić swoich klientów, którzy nierzadko odmawiają współpracy, a ich przypadki są bardzo trudne do wyjaśnienia. Chyłka dąży do prawdy i robi co w swojej mocy by wygrać sprawy, choć często przez to razem z Oryńskim popadają w różne problemy.


Wątki głównie kryminalne, ale jest sporo akcji i ta ciekawość do końca sezonu, aby się dowiedzieć co tak naprawdę się wydarzyło w danej sprawie. Serial możemy oglądać na Playerze, czasami są też niektóre odcinki emitowane na TVN.

"YOU"

To zdecydowanie serial społeczno-psychologiczny. W bezceremonialny sposób pokazuje widzowi, że nikt nie jest anonimowy w sieci i swoją aktywnością zostawiamy o wiele więcej informacji o sobie niż byśmy sobie tego życzyli.
Fabuła kręci się wokół Joe, który szuka prawdziwej miłości i o tym, co dzieje się w jego życiu (i przy okazji w życiu innych), gdy już znajduje swoją drugą połówkę. By zapewnić spokojne i szczęśliwe życie sobie i swojej ukochanej nic go nie powstrzyma. Uważa się za dobrego człowieka, który czasem musi robić niedobre rzeczy, by chronić swoich bliskich. Jego charakter jest bardzo zawiły, nieoczywisty i to kształtuje obraz serialu jako ciekawy, nieoczekiwany, nieco surrealistyczny. Wiemy, że Joe ma pewne zaburzenia psychiczne, ale potrafi być przy tym szokująco empatyczny, bystry i troskliwy. Trudno go jednoznacznie oceniać, bo kierują nim różne pobudki. Moim zdaniem chyba nawet bardziej lubię go w drugim sezonie. ;)


Warto go obejrzeć, żeby przekonać się, że ludzie potrafią być zupełnie inni niż się kreują. Poza tym daje dużo do myślenia.
Serial dostępny na platformie Netflix, aktualnie są dostępne dwa sezony, ale jest już potwierdzenie, że będzie trzeci.

Te seriale to moje aktualne top 5, jestem ciekawa Waszych opinii na ich temat.

Zdjęcia:
Outlander - starz.com
Upadek królestwa - imdb.com
Dark - imdb.com 
Chyłka - facebook.com/serialchylka
You - imdb.com